niedziela, 31 lipca 2005

III Zlot Garbusów & C.O. w Choczewie / Pierwszy zlot.

Jakoś byłem niechętnie nastawiony. Nie wiem dlaczego. Ale po namowach Michasia zdecydowałem sie i pojechałem... sam.
Późnym popołudniem ustawiliśmy się z Jajerem i bodaj Kajtkiem na Jetcie. I tak ruszyliśmy w stronę Choczewa. Jadąć pomyliliśmy trochę drogę, ale w końcu wjechaliśmy na teren zlotu.
Specjal tego wieczoru sponsorował wieczór. Zabawa była zajebista :) Głośniki wystawione za auto, muzyka grała, piwo się lało...
Ludzie przybywali, Buzia z Hanią, Śruba lublinem wpadł, Elixir, Kaszub. Był grill i dalej piwko sie lało, oglądało się inne autka...
Jakoś wyszło, że zaczęliśmy smigać po bierzni dookoła boiska :) Pierwszy raz po sporzyciu, pierwszy raz na ręcznym w zakręty. Pilot Michał, siedzący za fotelami, bo kanapy nie miałem, tułmaczył ręczny, przejechałem cały zakręt, spóść ręczny. I tak w kółko.
Niewiele pamiętam co się działo ( dawno to już było ;) ), ale wiem, że było zajeboiście. Nad ranem okazało się, że przejechałem głośniki z czewgo tylko jeden nadawał się do dalszej eksploatyacji :)
Następnego dnia rano przywitał mnie pierwszy zlotowy kac :) Herbata w menażce, zupki chińskie instant. Dokulało się też kilka osób Gregu, Emi, Trzomski, Robert z Jasiem i Buzia z Hanią ponownie tym razem z namiotem.
Było mega! Czomski szorował szyby Emi swoją klatą, wycieczka nad morze gdzie utopilismy Roberta, który nie trawi wody, wariacje Trzomskiego, który tego wieczoru nie żałował sobie:), Heyah w sklepie na plecach, naście osób na Trabim Grega...
Ah kurwa teg chyba nigdy nie zapomnę... Było coś pięknego.. Tyle osób i wszyscy razem... ( nawiasem mówiąc brakuje tego w chuj... ) i tak jakoś zasnąłem...
Obudziłem sie nad ranem. Zdziwko było nie małe, gdyż dodatkowo okryła mnie w nocy podsufitówka :) Niestety aparat odmówił posłuszeństwa. Otwierając tylną klapę w Michasia trabie by ukraść mu aparat :), dzwięk siłowników wyrwał go ze sna :) bo akurat sniło mu się, że śmiga autem i klapa mu sklacze :)
Po przebudzeniu wszystkich parada na latarnie do Stilo. Fajny widoczek i w ogóle fajnie było :) I ten wodospad z uszczelki. Pierwszy raz mi się zdarzyło. Po powrocie na ośrodek bawiliśmy się w płonącą klape. Benzyna, klapa na Grega Trabie i zapalniczka. Ta wiem głupie:], ale zajebiste ; D
I tak dzień się zakończył, a wraz z nim mój pierwszy zlot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz